niedziela, 18 stycznia 2015

~4~

Gabinet Liama w niczym nie przypominał gabinetów innych lekarzy, gdzie wszystko było na swoim, jasno określonym przez regulamin, miejscu. Dokumenty od niego nie raz były pogniecione lub zalane kawą, ale przez dobre wyniki jego terapii i zadowoleniu pacjentów po spotkaniu z nim już nikt nie zwracał na to uwagi. Jedyną skazą w jego kartotece był mój przypadek. Od roku nie zrobił żadnego postępu i chyba zaczynało mu już brakować pomysłów.                                                               I tak podziwiałem jego cierpliwość. Próbował ze nie cokolwiek wyciągnąć od 2 lat i jeszcze się nie poddał, nie rzucił pracy lub nie wywalił mnie z gabinetu jak to wcześniej mi się zdarzało.
- Więc Zayn, od kiedy sprowadzasz małych chłopców na złą stronę mocy? - spytał żartobliwie Liam, gdy usiadłem nastawiając się na kolejne spotkanie, podczas którego będę udawać, że go tu nie ma. Skoro tak to zaczął to pewnie jednak mi się to nie uda. - Nie mówię, że to jest złe czy coś. Po prostu zazwyczaj w czasie wolnym trudno jest cię gdziekolwiek znaleźć, a co dopiero w czyimś towarzystwie. A ten chłopiec... no cóż, nigdy nie spodziewałbym się zobaczyć cię z dzieckiem.
Spotkałem Jonathana przez przypadek, sami się znajdujemy, gdy jest taka potrzeba.
Liam był zdziwiony. Pewnie nie oczekiwał, że kiedykolwiek odezwę się w jakikolwiek sposób na terapii.
- Ale jak to? - wzruszyłem ramionami. - Boże, Zayn, dlaczego nigdy o niczym nie chcesz rozmawiać? Siedzimy tutaj od roku, a ja nadal nic nie wiem. Ani o twojej rodzinie, ani co się stało. Dobra, może wiem coś tam z raportów policyjnych, które czytałem, ale to nie to samo. Chcę dowiedzieć się czegoś od ciebie – sfrustrowany przeczesał palcami krótkie włosy. - Teraz nie chcesz nawet rozmawiać o Jonathanie. Dlaczego tak wszystkim utrudniasz życie? - między nami zapadła pełna napięcia cisza, gdy myślałem nad odpowiedzią.
Może taka jest moja rola w życiu. Nie myślałeś kiedyś nad tym?
- Zayn, wiem, że możesz więcej. Wiem, że na więcej cię stać, więc daj mi wreszcie do siebie dotrzeć.
Jonathan dotarł.
- W takim razie co on takiego ma czego ja nie mam? - prawie wyszeptał lekarz.
On rozumie.
- Co?
Mnie. Nie potrzebuje słów czy definicji. On podświadomie wszystko wie.
- Więc co mam zrobić?
Sam się otwórz.
Zapadła niezręczna cisza, po chwili dopisałem.
Tak właśnie myślałem Liam. Szczerość za szczerość, prawda za prawdę.
- Przemyślę to, Zayn – odpowiedział zmęczony patrząc na zegarek, jakby wiedząc, że nie ma sensu dalej drążyć tematu. I tak to była najdłuższa rozmowa jaką przeprowadziliśmy. - Mam do ciebie prośbę i pytanie. Chciałbym, żebyś zagospodarował jedną ze ścian w naszej sali – chyba chciał powiedzieć w ukradzionej mi sali, pomyślałem – którą chcesz i jakkolwiek chcesz – kiwnąłem głową przyjmując do wiadomości. - Drugą kwestią jest to, że pomyślałem, że warto byłoby znaleźć kogoś kto zna się na takich projektach jak nasz Teatr Chorych. Poszperałem trochę, uruchomiłem moje znajomości i Demi Lovato zgodziła się nam pomóc. Co o tym sądzisz?
Czemu pytasz się mnie o zdanie?
- Ludzie z grupy liczą się z twoim zdaniem prawdopodobnie bardziej niż moim. Jesteś tam kluczowym elementem
Mylisz się. Jestem tylko pionkiem, jestem tam bo mnie zmusiłeś.
- Zayn, nie okłamujmy się. Zawsze robisz co chcesz, gdybyś nie chciał tam być to by cię nie było. - zirytowałem się, bo wiedziałem, że jest trochę prawdy w jego słowach.
Jeżeli ty możesz kogoś zaprosić to ja też mogę.
Liam kiwnął głową.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jest to nasza najdłuższa rozmowa? - wzruszyłem ramionami, a Liam ponownie zerknął na zegarek. - Musimy już kończyć, ale pamiętaj, że dziecko ci nie pomoże.
A ty niby tak?
- Na pewno mogę więcej niż on.
Mylisz się.
Napisałem i wstałem z wygodnego fotela. W drzwiach minąłem się wcześniej wspomnianą kobietą. Pokręciłem z politowaniem głową.
Moje zdanie się nie liczy i tak zrobiłbyś co uznałeś za stosowne.
- Ty pewnie też Zayn – powiedział do mnie, a zdezorientowana brunetka spojrzała na naszą dwojkę.
Ale ja nie daję złudnych nadziei, że jest inaczej.
Pokazałem mu kartkę i odszedłem w swoją stronę.
Po wyjściu z jego gabinetu byłem podenerwowany. Czemu mu tak zależy, żebym się otworzył? Jaki to ma sens? Niczego to nie zmieni – nie przywróci życia moim rodzicom czy siostrze. Nie sprawi, że wydarzenia sprzed dwóch lat zniknął i wszystko wróci do normy.
Po co do tego wracać? Tak jak jest teraz jest dobrze.
Wszedłem do mojej sali i rzuciłem zeszyt na łóżko. Sięgnąłem do szuflady i wyciągnąłem papierosy. Już miałem wychodzić, gdy bez pukania w drzwiach zjawił się Niall.
- Zaaaaaaaaaaaaayn – powiedział z zwykłym dla siebie entuzjazmem. Spojrzałem na niego pytająco. - Obejrzysz ze mną Krainę Lodu? Bo nikt nie chce i tylko mi mówią, że pora żebym dorósł. Proszę Zaaayn.
Ten blondyn naprawdę się starał, żeby się ze mną zakolegować, a ja już nie miałem siły go odrzucać.
Jonathan, co ty ze mną zrobiłeś?
Kiwnąłem głową, a chłopak uradowany rzucił się na mnie. Nie pamiętałem kiedy po raz ostatni ktoś mnie przytulił. To było dobre uczucie.
Usiedliśmy z Niallem na kanapie i zaczęliśmy oglądać bajkę.
~*~
Pierwszy raz od dawna poczułem się dobrze. Ale nie chodzi tu o fizyczny aspekt, bo niczego mi tutaj nie brakowało, a bardziej o psychikę.
Po raz pierwszy od dawna, gdy myślałem o kimś po moim sercu rozlewało się ciepło.
Po raz pierwszy od dawna ktoś szukał mojego towarzystwa i akceptował to jaki jestem. Nie zmuszał do rozmowy, wystarczyło, że byłem. Czy mogło mnie teraz spotkać coś lepszego?
Nie wydaje mi się.
A to wszystko za sprawą małego chłopca, który właśnie siedział ze mną na kanapie w jednym z zakamarków szpitala i opowiadał mi o jakiejś nowej grze komputerowej w którą grają jego koledzy i o tym jak za nimi tęskni, bo mama postanowiła, że lepiej dla niego będzie jak zacznie się uczuć indywidualnie.
Ale nie może być tak źle.
Skomentowałem jego marudzenie.
- Jak to nie może? - oburzył się malec. - Na każde zajęcia muszę być idealnie przygotowany. Na KAŻDE, rozumiesz to? - pokręciłem rozbawiony głową.
Przynajmniej będziesz mądry, nie to co dzisiejsze dzieciaki.
- Pff, pamiętaj, że ja też jestem takim dzieckiem.
Nie, Jonathan, jesteś inny.
- Ale że co? Że powinni mnie tu zamknąć z tobą? - wysunął język i zaśmiał się głośno. Loczki na jego głowie podskakiwały, każdy w inną stronę, a na policzkach pojawiły się jeszcze większe rumieńce.
Menda z ciebie.
- Też cię kocham – powiedział dwunastolatek i rzucił się na mnie przytulając mocno. - I tak wiem, że nie jesteś na mnie zły.
Ponownie potrząsnąłem głową. Jak można w ogóle być na niego złym? Przecież to najbardziej urocza istota na tej ziemi. Delikatnie ułożyłem ręce na jego plecach i chłonąłem ten uścisk i jego obecność.
Nigdy nie sądziłem, że moim najlepszym przyjacielem, będzie ktoś młodszy ode mnie ponad o połowę, ale nie było mi z tym źle. Każdy przeżywa straty na swój sposób, ale nie powinno to trwać w nieskończoność.
To chyba jest ten czas bym otrząsnął się z bólu i zaczął od nowa.
Ale nie wiem.
Boję się.
- Chyba zrobiłem się głodny – oderwał się ode mnie i dotknął swojego brzucha uśmiechając się. Zaczął przeszukiwać kieszenie i wyciągnął drobne, a ja zrobiłem to samo i położyłem mu na dłoni to co znalazłem. Chłopiec ponownie wyszczerzył się do mnie. Nie rozumiałem swojego zachowania. Dlaczego to dziecko tak bardzo podbiło moje serce?
- Wiesz, gdzie jest bufet? - kiwnąłem głową i ruszyłem w tamtym kierunku. Wszystko działo się jakby poza moją świadomością. Nic nie mówiliśmy tylko chłonęliśmy obecność drugiej osoby. Gdy dotarliśmy do naszego celu chłopiec podbiegł do lady, a potem usiedliśmy przy stoliku
Mam dla ciebie pewną propozycję.
Nie chciałem być zbyt nachalny, ale ucieszyłbym się gdyby zaczął się pojawiać na naszych spotkaniach. Już miał coś odpowiedzieć, ale bufetowa zawołała go. Wrócił z talerzem parującej zupy. Pomidorowej chyba.  Zamiast powiedzieć to co zamierzał zajął się jedzeniem. Żeby nie siedzieć bezczynnie zacząłem  go portretować jak pożera zupę. Góra loczków opadająca na czoło, cień rzęs na policzkach, półprzymknięte oczy, pełne usta i widoczne na nich zadowolenie. Przechylony talerz zupy i zatapiająca się w nim łyżka. Tam gdzie kończył się stół zanotowałem: Jonathan, 13.11.2014.
Z niewiadomych mi przyczyn polubiłem go. Był trochę irytujący, ale to miła odmiana od tych wszystkich ludzi, którzy byli przemili i zawsze zachowywali się tak jak powinni. Kiedy w końcu zjadł zaczął się nudzić.
- Co robisz? - spojrzałem na niego wymownie, a on posmutniał. Westchnąłem i zrezygnowany obróciłem notatnik w jego stronę. - Wow – wyszeptał obserwując rysunek. - Jest śliczny, – powiedział – ale chyba czegoś mu brakuje.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Daj mi go na chwilę – podałem mu cały zeszyt i patrzyłem co robi. Zanurzył palce w resztkach zupy i rozmazał w miejscu, gdzie na kartce znajdował się talerz. To było szokujące. Nikt nigdy nie zachował się tak wobec jakiegokolwiek mojego rysunku.
- Tak jest bardziej realistyczny – wyszczerzył się oddając moją własność. Pokiwałem z politowaniem głową. - Oj rozchmurz się, Zayn. Nic gorszego już cię na pewno nie spotka – mruknął.
Gdybyś tylko wiedział Jonathan.
Od autorki:
WITAM WAS W NOWYM ROKU! Życzę wam dużo szczęścia i by ten rok był lepszy niż poprzedni. Wielu dobrych opowiadań, weny dla piszących.
Nowy Rok zaczynamy rówież z nową okładką, którą mam nadzieję, że pokochacie tak samo jak ja, a wykonała ją cudowna Monika (Moone/onllly_).
Chciałabym też podziękować kilku osobom za ostatni rok.
Reniferowej, za to że jest i mnie wspiera, betuje oraz że zawsze mogę liczyć na jej krytyczne oko. Jesteś najlepszą przyjaciółką jakie dane było mi spotkać! Bez Ciebie pewnie nie ruszyłabym drugi raz z tym opowiadaniem czy tłumaczeniem.
Moone za komentarze, które zawsze coś wnoszą i za to że pomaga mi tak bardzo tworząc szate graficzną.
JustJustine92 za to że odnalazła się w moim opowiadaniu i za każdym razem tak bardzo się cieszy z kolejnego rozdziału.
Pattie za wiare we mnie i rozumienie moich problemów. Czasem jesteś moim największym wsparciem.
I dziękuje też każdemu czytelnikowi oddzielnie za każdy komentarz czy gwiazdkę, bo nie wyobrażacie sobie ile to dla mnie znaczy.
Co do rozdziału.
Wiem, że jest nie co chaotyczny, ale był pisany na raty i nie mogłam jakoś pozbierać przy nim myśli, więc przepraszam i obiecuje poprawe.
Również wiem, że dodaję go z opóźnieniem, ale to wszystko przez to, że w gruncie rzeczy sylwestra świętowałam tydzień i byłam zbyt zajęta uczuciowymi rozterkami.
Kolejny już bez jakichkolwiek opóźnień, mam nadzieję, 18 stycznia.
Jeżeli macie jakieś pytania co do opowiadania, bohaterów, mnie czy czegokolwiek lub po prostu chcecie porozmawiać tweetujcie z hashtagiem #TeatrChorychFF.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy