środa, 11 marca 2015

~5~ + Liebster Award




Trudno jest mi powiedzieć, która była godzina, ale byłem przekonany, że świat otacza ciemność, bo wyglądając przez okno na niebie widziałem gwiazdy. Było to coś niespodziewanego, bo jednak nie bez powodu Londyn nazywany jest wiecznie zachmurzonym i deszczowym miastem; ale kochałem je za to, ponieważ nie raz to właśnie ten nastrój dawał mi jakieś ukojenie.
Zbudziłem się nagle, co czasem mi się zdarzało, choć ostatnio co raz rzadziej. Miałem nadzieję, że to już minęło.
Za każdym razem, gdy tak gwałtownie się budziłem miałem wrażenie, że te ostatnie miesiące były zwykłym, okropnym koszmarem z którego po prostu nie mogłem się wybudzić. Że jestem we własnym łóżku, w moim pokoju i zaraz zejdę na dół po szklankę soku pomarańczowego i znowu będę patrzył na te beznadziejne rodzinne zdjęcia z każdych świąt czy wakacji.
Potem przychodził ból silny jak kopniak w brzuch, bo dochodziło do mnie, że to nie był sen, że to rzeczywistość, a mojej rodziny już nie ma.
Mimo mojego wieku w takich chwilach jedyne o czym marzę to uścisk mojej mamy lub po prostu by wypiła ze mną herbatę mówiąc o tych wszystkich nieważnych rzeczach. Ale nie dostanę ani jednego ani drugiego. Na pierwsze moja duma mi nie pozwala, nie wyobrażam sobie podejść do kogokolwiek tutaj i poprosić o to, by mnie przytulił. A drugie... jest już nie możliwe.
W takie noce żałuję tego jak bardzo zamknięty w sobie i szorstki jestem. Jak nie raz przez tydzień nie wychodziłem z pokoju, by skończyć dzieło. Jak nie odzywałem się do nikogo, bo wpadłem na coś nowego i nie chciałem tego stracić. Jak bardzo zaniedbałem wszystko dla pasji, a potem została mi tylko ona i realistyczne portrety wszystkich członków naszej rodziny z dnia wypadku, oraz te, które przedstawiały jak mogli by wyglądać za dziesięć lub trzydzieści lat, ale nigdy nie przekonam się jak prawdziwe one są.
Ubrałem ciepły sweter i wziąłem notes ze sobą. Zgarnąłem paczkę papierosów ze stolika nocnego i po cichu ulotniłem się z sali.
Lubiłem zwiedzać szpital nocą. Był zupełnie innym miejscem. Cichym i spokojnym, choć nie do końca. Jedynie z niektórych sal słyszałeś pikanie aparatury, a przez ściany przebijały się odgłosy walczących o czyjeś życie lekarzy lub płacz, zapewne rodzin. Czasem przez szybę można było dostrzec ludzi trzymających za rękę leżącego na łóżku pacjenta, lub drzemiących, opierając głowę o łóżko, wymęczonych członków rodzin. Czasem przemykali oni tak jak ja po szpitalnych korytarzach próbując poukładać myśli, czy znaleźć ukojenie. Można by stwierdzić, że podczas szpitalnych nocy między korytarzami przeplatała się śmierć i miłość.
Ponownie kierowałem się do Zielonego Dziedzińca, ale zatrzymałem się przy drzwiach wychodzących na ten teren zobaczyłem doskonale już znajomą mi rudą czuprynę. Stał przy szybie obserwując niebo tak jak ja parę chwil wcześniej.
Bezsenna noc?
Chłopiec zdezorientowany spojrzał na mnie i pokiwał głową.
Już dawno po wieczorynce, nie powinieneś już spać? ;)
Wzruszył ramionami.
- Pewnie tak, ale nie mogę, wiesz. Obudziłem się ze snu o życiu po śmierci taty. O wszystkich jego aspektach i nie mogłem znowu zasnąć. Przeraża mnie to, że znowu musiałbym na to patrzeć.
Spojrzałem na Jonathana doskonale wiedząc co czuje. Czy to nie dziwne, że dwunastolatek rozumie mnie bardziej niż ktokolwiek inny? To jak połączenie dusz. Otworzyłem drzwi, które bez problemu ustąpiły i ruchem głowy spytałem dziecko czy idzie ze mną. Ten bez wahania przeszedł przez nie.
Noc była chłodna, ale nie w dotkliwy sposób. Powiedziałbym bardziej orzeźwiająca. Pozwalająca oczyścić myśli, nabrać dystansu i stać się ponownie sobą. Usiadłem na środku trawnika, a chłopiec wziął ze mnie przykład. Odpaliłem papierosa i położyłem, by patrzeć w niebo.
- Wiesz czego najbardziej sobie nie wyobrażam? - spojrzałem na niego uprzednio wypuszczając kłąb dymu. Jonathan nadal patrzył w niebo, jakby obawiając się, że zaraz opuści go odwaga do wypowiedzenia największych lęków dotyczących śmierci ojca. Ale wiedziałem, że czuje mój wzrok i wie iż go słucham.
- Wielu rzeczy – powiedział cicho, a ja ponownie zwróciłem swój wzrok na gwiazdy. - Tego, że mama znajdzie mi nowego tatę. Powrotu do normalnej szkoły; dzieciaki z niepełnych rodzin nigdy nie mają łatwo. Miałem kiedyś w klasie taką dziewczynę, co nie miała taty i problematycznego brata. Wszyscy w szkole wiedzieli to. A gdy kłóciła się z koleżankami z klasy potrafiły jej powiedzieć „i dobrze, że nie masz taty”. Dużo płakała – westchnął. - I nikt nigdy się za nią nie wstawiał, bo była z biedniejszej rodziny i nigdy nie wyglądała tak dobrze jak inne dzieci. Pamiętam jak co roku na dzień ojca nasza wychowawczyni kazała jej robić prezent dla taty, choć nie miała komu go dać. Któregoś roku, gdy inne dzieci świetnie się bawiły tworząc coś, ona siedziała z boku płacząc i robiła to co jej kazano. Zawsze była lekko na uboczu, nikt nie śpieszył się, by z nią usiąść na lekcjach i zawsze na zajęciach sportowych jako ostatnia była wybierana do zespołu.
Nie chcę skończyć tak jak ona.
Przekręciłem się na obok i otworzyłem zeszyt.
Nikt nie mówi, że tak będzie.
Pokazałem mu, a dwunastolatek na te słowa pokręcił głową.
- Nie rozumiesz dzisiejszych dzieci. Dla większości jedyne co się liczy to jak wyglądasz i czym zajmują się twoi rodzice – wyglądał na przejętego. - A kiedyś muszę tam wrócić.
Zawsze możesz stać się wsparciem dla tej dziewczyny. Wtedy żadne z was nie będzie samotne.
- Z Melanie? - pokiwałem głową domyślając się, że to ta dziewczynka bez taty o której opowiadał. - Wydaje się sympatyczna, ale jest wyrzutkiem.
Czasem najwięksi samotnicy osiągają najwięcej. Jutro Dzisiaj spotkasz ludzi z Teatru Chorych. Większość z nich została odrzucona przez rodziny i przyjaciół, a mimo to nadal mają siłę do życia, a część z nich jest naprawdę w porządku.
Śmierć kogoś bliskiego nie jest końcem samym w sobie. Tak naprawdę od tego momentu ta osoba jest zawsze z tobą, w twoim sercu.
Ostatnie dwa za zdania odpisałem po chwili, a potem zapadła między nami cisza, gdy oboje wpatrywaliśmy się w niebo szukając w nim obietnicy lepszego jutra.
W pewnym momencie poczułem jak jego mała dłoń wsuwa się w moją i lekko ją ściska.
- Lubię cię Zayn. Mógłbyś być moim bratem.
Chciałbym - pomyślałem, ale zachowałem to słowo dla siebie. Nie mogę się zbytnio przywiązywać do tego malca, bo przecież i tak w końcu mnie zostawi, jak wszyscy.
Leżeliśmy tak przez godzinę. Bez jakiegokolwiek słowa czy ruchu, aż w końcu usłyszałem lekkie chrapnięcie co sprawiło, że spojrzałem w kierunku mojego towarzysza, który jak się okazało spał w najlepsze. Wyglądał tak spokojnie, gdy jego twarz pozbawiona została wszystkich zmartwień. Rozluźniłem uścisk naszych dłoni i wstałem. Schowałem wszystkie moje rzeczy po kieszeniach i delikatnie, tak by nie zbudzić chłopca podniosłem go. I dopiero gdy wchodziłem do budynku uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, gdzie mały spał.
Postanowiłem nie ryzykować, że obudzę go błądząc po szpitalu w poszukiwaniu jego szpitalnego mieszkania i zaniosłem go do mojego pokoju. Ułożyłem go na moim łóżku i zdjąłem buty oraz bluzę, a następnie przykryłem go kołdrą. Sam usiadłem na fotelu, który stał w rogu pokoju przy oknie i zacząłem szkicować śpiącego Jonathana, akurat blade, księżycowe światło, które wpadające do pokoju oświetlało jego delikatne, jeszcze dziecięce rysy twarzy.
I nawet nie wiem, w którym momencie ogarnął mnie spokój i oddałem się w objęcia Morfeusza.

~*~

Siedziałem na parapecie w sali ojca i patrzyłem przez okno myśląc o nocnej rozmowie z Zaynem. Patrzyłem przez okno i słyszałem pikanie aparatury i ciężkie westchnienia mężczyzny.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście? - odezwałem się pierwszy raz od godziny.
- Jesteś tak młody, nie zrozumiałbyś – powiedział słabym głosem, prychnąłem tylko.
- Lepiej przyprowadzać mnie non stop do szpitala, przeprowadzić do przyszpitalnego mieszkania i ciągle powtarzać, że wszystko będzie w porządku, choć wcale tak nie będzie. Rzeczywiście.
-Masz rację, ale to nie zmienia faktu, że nie chcieliśmy cię ranić dopóki była nadzieja – wyszeptał z bólem w głosie.
- A teraz nawet nie mogę jej mieć! - uniosłem się. - Mój ojciec nigdy by mnie tak nie okłamywał.
- To była decyzja mamy.
- Jasne, lepiej się zasłaniać nią – mruknąłem, wiedząc, że mówi prawdę i wróciłem do poprzedniego zajęcia. Mama właśnie taka była, miała własne zdanie, które było jedyne i słuszne, wszyscy musieli się podporządkować.
- Jonathan, te wszystkie miesiące, które spędziłem tu samotnie z nielicznymi wizytami mamy zabijały mnie bardziej niż rak – zaczął mówić bardzo powoli. - Sam fakt, że nie mogłem pójść z tobą na spacer, czy po prostu porozmawiać twarzą w twarz, był gorszy niż umieranie.
- I tak nie wybaczę ci tego. Po prostu nie mogę – powiedziałem ze łzami w oczach. - Nie potrafię.
- Chodź tu – usłyszałem głos ojca i wyciągną ręce w moją stronę. Z wahaniem podszedłem do niego i ułożyłem się na łóżku wtulając się w wychudzone, obce ciało taty. - Co u ciebie słychać?
- Nie wiele, prócz tego, że spędzam w szpitalu więcej czasu niż gdziekolwiek indziej. Nawet uczę się w szpitalu.
- Na prawdę? - Tata zmarszczył brwi. Poczułem się jak za starych czasów, gdy po szkole kładłem się z ojcem na kanapie i opowiadałem o całym dniu, gdy mama przygotowywała obiad.
- Mama stwierdziła, że tak będzie dla mnie lepiej – wzruszyłem ramionami. - Tęsknię trochę za kolegami, ale wiesz, to nie jest takie złe. Przynajmniej nie muszę wstawać przed 9 – wyszczerzyłem się, a ojciec trochę się uśmiechnął, zapewne przypominając sobie jak trudno było mnie ściągnąć z łóżka do szkoły. No i poznałem tutaj takiego Zayna, jest zupełnie inny, ale fajny.
- Naprawdę? - kiwnąłem głową
- Co prawda ostatnio, jak mama mnie znalazła z nim i jego lekarzem to opieprzyła mnie z góry na dół, ale sądzę, że i tak się nie zraził.
- Opowiedz mi o nim – powiedział szczerze zainteresowany tata.
- Więc Zayn jest wysoki i ma czarne włosy. I taką ciemniejszą skórę. W ogóle nie mówi, ale za to przecudnie rysuje. Nawet mogę ci pokazać – zerwałem się z łóżka i poszedłem do torby i zeszyt, gdzie nosiłem ostatnio zabrany mu rysunek. - Widzisz? - tata uśmiechnął się i wziął go do ręki.
- Zayn Malik? - zdziwił się widząc jego podpis. - Znałem kiedyś Malików. To bardzo mili ludzie. Ich syn zawsze przejawiał zdolności artystyczne – zamyślił się i spojrzał na mnie. - Wiesz kogo się trzymać, mały – uśmiechnąłem się na te słowa i wróciłem na swoje miejsce przy jego boku.
- Po za tym Zayn jest miły i pomocny.
Zacząłem opowiadać mu jak go poznałem, o stołówce, ale nawet nie wiem, w którym momencie tata zasnął. Oddychał spokojnie i wyglądał tak naturalnie i normalnie jak kiedyś, być może to nawet zabolało bardziej. Spojrzałem na zegar wiszący w sali. Zostało mi jeszcze pół godziny z czasu wyznaczonego przez mamę.
Wyciągnąłem kredki i kartki i zacząłem rysować...

Od autorki: Wiem, że czekaliście długo, ale to nie jest opowiadanie przy którym można się zmuszać do pisania, bo wyjdzie z tego jakaś tragedia. Dlatego ten jest takiej długości a nie innej. I pewnie nawalam i znowu je zepsuję, ale w ciągu ostatnich dwóch miesięcy za dużo się działo, stanowczo za dużo.
Będę wdzięczna, bardzo wdzięczna za jakiekolwiek komentarze, bo w sumie jest mi smutno nie dostając żadnej informacji zwrotnej.
Przypominam również o hashtagu na twitterze #TeatrChorychFF
 No to ten tego, do napisania, mam nadzieję szybko.


Dziękuję bardzo za nominację od @BabyCakeSy, szczególnie, że jest to moja pierwsza nominacja jaką kiedykolwiek dostałam!
1. skąd się u was wzięły pomysły na wyżej wymienione opowiadania?
Teatr Chorych ma zawiłą historię, bo w tym momencie jest pisany drugi raz, bo bardziej wiem do czego dąży to opowiadanie. Główną inspiracją jest to z czym miałam do czynienia – śmierć, brak ojca, różnego rodzaju niepełnosprawności. Jednak przede wszystkim ta historia jest moją osobistą terapią by wybaczyć mojemu ojcu to, że mnie zostawił i umarł jak jeszcze byłam dzieckiem.
Drugą inspiracją jest książka Jonathana Carolla „Dziecko na niebie” z której pochodzi motto opowiadania. Uwielbiam jego twórczość, a ta książka dała odpowiedni kierunek temu opowiadaniu.
3. Czy wiążecie przyszłość z pisaniem?
Generalnie bardzo bym chciała, ale z tego przecież raczej nie wyżyję. Planuję tłumaczyć, a w czasie wolnym pisać. Kto wie, może kiedyś coś z tego wyjdzie.
4. Macie bloga lub coś innego, na czym również publikujecie swoje prace?
Tak.
teatrchorych.blogspot.com
dark-side-tlumacznie.blogspot.com
rudablondynka.tumblr.com (ale tu można znaleźć przeważnie stare prace czekające na poprawki i wattpada)
5. Co robicie, kiedy spotykacie się z krytyką? Ignorujecie czy bierzecie do serca?
W sumie dawno żadnej krytyki nie dostałam, ale zależy to od tego czy jest to konstruktywna krytyka czy krytyka dla samej krytyki. Tą pierwszą biorę do siebie i próbuję nad tym pracować, tą drugą olewam.
6. Jak wyobrażacie sobie przyszłość?
Nie wyobrażam sobie, serio. Ani własnej ani dla świata.
7. Wolicie pisać/tłumaczyć parę prac naraz czy jedna po drugiej?
Publikuję jedno tłumaczenie i jedną moją pracę, ale w międzyczasie piszę sobie kolejne opowiadania. Aktualnie oprócz Teatru Chorych piszę 4 inne ff i może kiedyś ujrzą światło dzienne oraz mam zgodę jeszcze jedno tłumaczenie.
8. Jak jest u was z miłością? :D
Więc zadałaś to pytanie złej osobie.... xD Generalnie wygląda to u mnie bardzo burzliwie. Niezależnie czy mówimy o jakiś krótkotrwałym czymś na zapełnienie czasu lub o mojej pierwszej i nadal trwającej (w pewnym sensie) miłości. Choć to pokręcone, bo już go nie kocham ale nadal kręcimy się wokół własnych osi. I choć zdobyliśmy się już na wszystkie możliwe sposoby to nadal siebie chcemy.
Mówiłam, że pokręcone, no nie? Ale w gruncie rzeczy to materiał na ff a nie na życie.
9. Co myślicie o bezinteresownej pomocy? Czy same użyczacie jej na co dzień?
Czy sam fakt, że jestem harcerką, a nawet drużynową się liczy? Uważam ją za coś niezbędnego do egzystowania na tej planecie i staram się codziennie coś dobrego zrobić, ale wiadomo nie zawsze wychodzi.
Jednak sądzę, że w mojej pracy instruktorskiej, która jest czysto wolontaryjna, robię wystarczająco dużo nie dostając nic w zamian.
10. Skąd się u was wziął pomysł na nazwę/user?
Jak jeszcze byłam w gimnazjum (uhh, zamierzchłe czasy) kolega powiedział mi: „Blondynki są głupie, rude są wredne, a ty jesteś rudąblondynką”.
No i tak zostało.
11. Tęsknicie za starymi czasami?
Bardzo.
Moje pytania:

Co was inspiruje?
Co najchętniej czytacie?
Wasze najlepsze wspomnienie związane z pisaniem?
10 ulubionych piosenek?
Jaki jest wasz wymarzony koncert?
Jakie jest wasze ulubione opowiadanie, które kiedykolwiek czytałyście?
Czy którąś z waszych prac uważacie za totalną porażkę i żałujecie, że je publikowałyście?
Coś co najbardziej kochacie?
Jaki jest wasz ideał faceta?
Jaki autor wywiera na was największy wpływ i dlaczego?
O czym teraz myślicie?
Nominuję:
1. Wild Heart by Reniferowa
2. Love me harder i Give me love by  Moone (nie wiem czy można tak, ale no cóż xD)
3. Electricity by cukierwaniliowy
4. The Dorm by  Ferffet
5. Sex by koneko12
6. Only with you by nesspixes
7. Love in stereo by niezgodna
8. Lern to forgive by pinkerek
9. Where love is lost by TheRealAniaa
10.  ciezar-milczenia.blogspot.com by Snooki
Nie wiem czy się w to bawicie, ale bardzo sobie cenię wasze opowiadania, więc no.

niedziela, 18 stycznia 2015

~4~

Gabinet Liama w niczym nie przypominał gabinetów innych lekarzy, gdzie wszystko było na swoim, jasno określonym przez regulamin, miejscu. Dokumenty od niego nie raz były pogniecione lub zalane kawą, ale przez dobre wyniki jego terapii i zadowoleniu pacjentów po spotkaniu z nim już nikt nie zwracał na to uwagi. Jedyną skazą w jego kartotece był mój przypadek. Od roku nie zrobił żadnego postępu i chyba zaczynało mu już brakować pomysłów.                                                               I tak podziwiałem jego cierpliwość. Próbował ze nie cokolwiek wyciągnąć od 2 lat i jeszcze się nie poddał, nie rzucił pracy lub nie wywalił mnie z gabinetu jak to wcześniej mi się zdarzało.
- Więc Zayn, od kiedy sprowadzasz małych chłopców na złą stronę mocy? - spytał żartobliwie Liam, gdy usiadłem nastawiając się na kolejne spotkanie, podczas którego będę udawać, że go tu nie ma. Skoro tak to zaczął to pewnie jednak mi się to nie uda. - Nie mówię, że to jest złe czy coś. Po prostu zazwyczaj w czasie wolnym trudno jest cię gdziekolwiek znaleźć, a co dopiero w czyimś towarzystwie. A ten chłopiec... no cóż, nigdy nie spodziewałbym się zobaczyć cię z dzieckiem.
Spotkałem Jonathana przez przypadek, sami się znajdujemy, gdy jest taka potrzeba.
Liam był zdziwiony. Pewnie nie oczekiwał, że kiedykolwiek odezwę się w jakikolwiek sposób na terapii.
- Ale jak to? - wzruszyłem ramionami. - Boże, Zayn, dlaczego nigdy o niczym nie chcesz rozmawiać? Siedzimy tutaj od roku, a ja nadal nic nie wiem. Ani o twojej rodzinie, ani co się stało. Dobra, może wiem coś tam z raportów policyjnych, które czytałem, ale to nie to samo. Chcę dowiedzieć się czegoś od ciebie – sfrustrowany przeczesał palcami krótkie włosy. - Teraz nie chcesz nawet rozmawiać o Jonathanie. Dlaczego tak wszystkim utrudniasz życie? - między nami zapadła pełna napięcia cisza, gdy myślałem nad odpowiedzią.
Może taka jest moja rola w życiu. Nie myślałeś kiedyś nad tym?
- Zayn, wiem, że możesz więcej. Wiem, że na więcej cię stać, więc daj mi wreszcie do siebie dotrzeć.
Jonathan dotarł.
- W takim razie co on takiego ma czego ja nie mam? - prawie wyszeptał lekarz.
On rozumie.
- Co?
Mnie. Nie potrzebuje słów czy definicji. On podświadomie wszystko wie.
- Więc co mam zrobić?
Sam się otwórz.
Zapadła niezręczna cisza, po chwili dopisałem.
Tak właśnie myślałem Liam. Szczerość za szczerość, prawda za prawdę.
- Przemyślę to, Zayn – odpowiedział zmęczony patrząc na zegarek, jakby wiedząc, że nie ma sensu dalej drążyć tematu. I tak to była najdłuższa rozmowa jaką przeprowadziliśmy. - Mam do ciebie prośbę i pytanie. Chciałbym, żebyś zagospodarował jedną ze ścian w naszej sali – chyba chciał powiedzieć w ukradzionej mi sali, pomyślałem – którą chcesz i jakkolwiek chcesz – kiwnąłem głową przyjmując do wiadomości. - Drugą kwestią jest to, że pomyślałem, że warto byłoby znaleźć kogoś kto zna się na takich projektach jak nasz Teatr Chorych. Poszperałem trochę, uruchomiłem moje znajomości i Demi Lovato zgodziła się nam pomóc. Co o tym sądzisz?
Czemu pytasz się mnie o zdanie?
- Ludzie z grupy liczą się z twoim zdaniem prawdopodobnie bardziej niż moim. Jesteś tam kluczowym elementem
Mylisz się. Jestem tylko pionkiem, jestem tam bo mnie zmusiłeś.
- Zayn, nie okłamujmy się. Zawsze robisz co chcesz, gdybyś nie chciał tam być to by cię nie było. - zirytowałem się, bo wiedziałem, że jest trochę prawdy w jego słowach.
Jeżeli ty możesz kogoś zaprosić to ja też mogę.
Liam kiwnął głową.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jest to nasza najdłuższa rozmowa? - wzruszyłem ramionami, a Liam ponownie zerknął na zegarek. - Musimy już kończyć, ale pamiętaj, że dziecko ci nie pomoże.
A ty niby tak?
- Na pewno mogę więcej niż on.
Mylisz się.
Napisałem i wstałem z wygodnego fotela. W drzwiach minąłem się wcześniej wspomnianą kobietą. Pokręciłem z politowaniem głową.
Moje zdanie się nie liczy i tak zrobiłbyś co uznałeś za stosowne.
- Ty pewnie też Zayn – powiedział do mnie, a zdezorientowana brunetka spojrzała na naszą dwojkę.
Ale ja nie daję złudnych nadziei, że jest inaczej.
Pokazałem mu kartkę i odszedłem w swoją stronę.
Po wyjściu z jego gabinetu byłem podenerwowany. Czemu mu tak zależy, żebym się otworzył? Jaki to ma sens? Niczego to nie zmieni – nie przywróci życia moim rodzicom czy siostrze. Nie sprawi, że wydarzenia sprzed dwóch lat zniknął i wszystko wróci do normy.
Po co do tego wracać? Tak jak jest teraz jest dobrze.
Wszedłem do mojej sali i rzuciłem zeszyt na łóżko. Sięgnąłem do szuflady i wyciągnąłem papierosy. Już miałem wychodzić, gdy bez pukania w drzwiach zjawił się Niall.
- Zaaaaaaaaaaaaayn – powiedział z zwykłym dla siebie entuzjazmem. Spojrzałem na niego pytająco. - Obejrzysz ze mną Krainę Lodu? Bo nikt nie chce i tylko mi mówią, że pora żebym dorósł. Proszę Zaaayn.
Ten blondyn naprawdę się starał, żeby się ze mną zakolegować, a ja już nie miałem siły go odrzucać.
Jonathan, co ty ze mną zrobiłeś?
Kiwnąłem głową, a chłopak uradowany rzucił się na mnie. Nie pamiętałem kiedy po raz ostatni ktoś mnie przytulił. To było dobre uczucie.
Usiedliśmy z Niallem na kanapie i zaczęliśmy oglądać bajkę.
~*~
Pierwszy raz od dawna poczułem się dobrze. Ale nie chodzi tu o fizyczny aspekt, bo niczego mi tutaj nie brakowało, a bardziej o psychikę.
Po raz pierwszy od dawna, gdy myślałem o kimś po moim sercu rozlewało się ciepło.
Po raz pierwszy od dawna ktoś szukał mojego towarzystwa i akceptował to jaki jestem. Nie zmuszał do rozmowy, wystarczyło, że byłem. Czy mogło mnie teraz spotkać coś lepszego?
Nie wydaje mi się.
A to wszystko za sprawą małego chłopca, który właśnie siedział ze mną na kanapie w jednym z zakamarków szpitala i opowiadał mi o jakiejś nowej grze komputerowej w którą grają jego koledzy i o tym jak za nimi tęskni, bo mama postanowiła, że lepiej dla niego będzie jak zacznie się uczuć indywidualnie.
Ale nie może być tak źle.
Skomentowałem jego marudzenie.
- Jak to nie może? - oburzył się malec. - Na każde zajęcia muszę być idealnie przygotowany. Na KAŻDE, rozumiesz to? - pokręciłem rozbawiony głową.
Przynajmniej będziesz mądry, nie to co dzisiejsze dzieciaki.
- Pff, pamiętaj, że ja też jestem takim dzieckiem.
Nie, Jonathan, jesteś inny.
- Ale że co? Że powinni mnie tu zamknąć z tobą? - wysunął język i zaśmiał się głośno. Loczki na jego głowie podskakiwały, każdy w inną stronę, a na policzkach pojawiły się jeszcze większe rumieńce.
Menda z ciebie.
- Też cię kocham – powiedział dwunastolatek i rzucił się na mnie przytulając mocno. - I tak wiem, że nie jesteś na mnie zły.
Ponownie potrząsnąłem głową. Jak można w ogóle być na niego złym? Przecież to najbardziej urocza istota na tej ziemi. Delikatnie ułożyłem ręce na jego plecach i chłonąłem ten uścisk i jego obecność.
Nigdy nie sądziłem, że moim najlepszym przyjacielem, będzie ktoś młodszy ode mnie ponad o połowę, ale nie było mi z tym źle. Każdy przeżywa straty na swój sposób, ale nie powinno to trwać w nieskończoność.
To chyba jest ten czas bym otrząsnął się z bólu i zaczął od nowa.
Ale nie wiem.
Boję się.
- Chyba zrobiłem się głodny – oderwał się ode mnie i dotknął swojego brzucha uśmiechając się. Zaczął przeszukiwać kieszenie i wyciągnął drobne, a ja zrobiłem to samo i położyłem mu na dłoni to co znalazłem. Chłopiec ponownie wyszczerzył się do mnie. Nie rozumiałem swojego zachowania. Dlaczego to dziecko tak bardzo podbiło moje serce?
- Wiesz, gdzie jest bufet? - kiwnąłem głową i ruszyłem w tamtym kierunku. Wszystko działo się jakby poza moją świadomością. Nic nie mówiliśmy tylko chłonęliśmy obecność drugiej osoby. Gdy dotarliśmy do naszego celu chłopiec podbiegł do lady, a potem usiedliśmy przy stoliku
Mam dla ciebie pewną propozycję.
Nie chciałem być zbyt nachalny, ale ucieszyłbym się gdyby zaczął się pojawiać na naszych spotkaniach. Już miał coś odpowiedzieć, ale bufetowa zawołała go. Wrócił z talerzem parującej zupy. Pomidorowej chyba.  Zamiast powiedzieć to co zamierzał zajął się jedzeniem. Żeby nie siedzieć bezczynnie zacząłem  go portretować jak pożera zupę. Góra loczków opadająca na czoło, cień rzęs na policzkach, półprzymknięte oczy, pełne usta i widoczne na nich zadowolenie. Przechylony talerz zupy i zatapiająca się w nim łyżka. Tam gdzie kończył się stół zanotowałem: Jonathan, 13.11.2014.
Z niewiadomych mi przyczyn polubiłem go. Był trochę irytujący, ale to miła odmiana od tych wszystkich ludzi, którzy byli przemili i zawsze zachowywali się tak jak powinni. Kiedy w końcu zjadł zaczął się nudzić.
- Co robisz? - spojrzałem na niego wymownie, a on posmutniał. Westchnąłem i zrezygnowany obróciłem notatnik w jego stronę. - Wow – wyszeptał obserwując rysunek. - Jest śliczny, – powiedział – ale chyba czegoś mu brakuje.
Spojrzałem na niego zdziwiony.
- Daj mi go na chwilę – podałem mu cały zeszyt i patrzyłem co robi. Zanurzył palce w resztkach zupy i rozmazał w miejscu, gdzie na kartce znajdował się talerz. To było szokujące. Nikt nigdy nie zachował się tak wobec jakiegokolwiek mojego rysunku.
- Tak jest bardziej realistyczny – wyszczerzył się oddając moją własność. Pokiwałem z politowaniem głową. - Oj rozchmurz się, Zayn. Nic gorszego już cię na pewno nie spotka – mruknął.
Gdybyś tylko wiedział Jonathan.
Od autorki:
WITAM WAS W NOWYM ROKU! Życzę wam dużo szczęścia i by ten rok był lepszy niż poprzedni. Wielu dobrych opowiadań, weny dla piszących.
Nowy Rok zaczynamy rówież z nową okładką, którą mam nadzieję, że pokochacie tak samo jak ja, a wykonała ją cudowna Monika (Moone/onllly_).
Chciałabym też podziękować kilku osobom za ostatni rok.
Reniferowej, za to że jest i mnie wspiera, betuje oraz że zawsze mogę liczyć na jej krytyczne oko. Jesteś najlepszą przyjaciółką jakie dane było mi spotkać! Bez Ciebie pewnie nie ruszyłabym drugi raz z tym opowiadaniem czy tłumaczeniem.
Moone za komentarze, które zawsze coś wnoszą i za to że pomaga mi tak bardzo tworząc szate graficzną.
JustJustine92 za to że odnalazła się w moim opowiadaniu i za każdym razem tak bardzo się cieszy z kolejnego rozdziału.
Pattie za wiare we mnie i rozumienie moich problemów. Czasem jesteś moim największym wsparciem.
I dziękuje też każdemu czytelnikowi oddzielnie za każdy komentarz czy gwiazdkę, bo nie wyobrażacie sobie ile to dla mnie znaczy.
Co do rozdziału.
Wiem, że jest nie co chaotyczny, ale był pisany na raty i nie mogłam jakoś pozbierać przy nim myśli, więc przepraszam i obiecuje poprawe.
Również wiem, że dodaję go z opóźnieniem, ale to wszystko przez to, że w gruncie rzeczy sylwestra świętowałam tydzień i byłam zbyt zajęta uczuciowymi rozterkami.
Kolejny już bez jakichkolwiek opóźnień, mam nadzieję, 18 stycznia.
Jeżeli macie jakieś pytania co do opowiadania, bohaterów, mnie czy czegokolwiek lub po prostu chcecie porozmawiać tweetujcie z hashtagiem #TeatrChorychFF.

Obserwatorzy