środa, 11 marca 2015

~5~ + Liebster Award




Trudno jest mi powiedzieć, która była godzina, ale byłem przekonany, że świat otacza ciemność, bo wyglądając przez okno na niebie widziałem gwiazdy. Było to coś niespodziewanego, bo jednak nie bez powodu Londyn nazywany jest wiecznie zachmurzonym i deszczowym miastem; ale kochałem je za to, ponieważ nie raz to właśnie ten nastrój dawał mi jakieś ukojenie.
Zbudziłem się nagle, co czasem mi się zdarzało, choć ostatnio co raz rzadziej. Miałem nadzieję, że to już minęło.
Za każdym razem, gdy tak gwałtownie się budziłem miałem wrażenie, że te ostatnie miesiące były zwykłym, okropnym koszmarem z którego po prostu nie mogłem się wybudzić. Że jestem we własnym łóżku, w moim pokoju i zaraz zejdę na dół po szklankę soku pomarańczowego i znowu będę patrzył na te beznadziejne rodzinne zdjęcia z każdych świąt czy wakacji.
Potem przychodził ból silny jak kopniak w brzuch, bo dochodziło do mnie, że to nie był sen, że to rzeczywistość, a mojej rodziny już nie ma.
Mimo mojego wieku w takich chwilach jedyne o czym marzę to uścisk mojej mamy lub po prostu by wypiła ze mną herbatę mówiąc o tych wszystkich nieważnych rzeczach. Ale nie dostanę ani jednego ani drugiego. Na pierwsze moja duma mi nie pozwala, nie wyobrażam sobie podejść do kogokolwiek tutaj i poprosić o to, by mnie przytulił. A drugie... jest już nie możliwe.
W takie noce żałuję tego jak bardzo zamknięty w sobie i szorstki jestem. Jak nie raz przez tydzień nie wychodziłem z pokoju, by skończyć dzieło. Jak nie odzywałem się do nikogo, bo wpadłem na coś nowego i nie chciałem tego stracić. Jak bardzo zaniedbałem wszystko dla pasji, a potem została mi tylko ona i realistyczne portrety wszystkich członków naszej rodziny z dnia wypadku, oraz te, które przedstawiały jak mogli by wyglądać za dziesięć lub trzydzieści lat, ale nigdy nie przekonam się jak prawdziwe one są.
Ubrałem ciepły sweter i wziąłem notes ze sobą. Zgarnąłem paczkę papierosów ze stolika nocnego i po cichu ulotniłem się z sali.
Lubiłem zwiedzać szpital nocą. Był zupełnie innym miejscem. Cichym i spokojnym, choć nie do końca. Jedynie z niektórych sal słyszałeś pikanie aparatury, a przez ściany przebijały się odgłosy walczących o czyjeś życie lekarzy lub płacz, zapewne rodzin. Czasem przez szybę można było dostrzec ludzi trzymających za rękę leżącego na łóżku pacjenta, lub drzemiących, opierając głowę o łóżko, wymęczonych członków rodzin. Czasem przemykali oni tak jak ja po szpitalnych korytarzach próbując poukładać myśli, czy znaleźć ukojenie. Można by stwierdzić, że podczas szpitalnych nocy między korytarzami przeplatała się śmierć i miłość.
Ponownie kierowałem się do Zielonego Dziedzińca, ale zatrzymałem się przy drzwiach wychodzących na ten teren zobaczyłem doskonale już znajomą mi rudą czuprynę. Stał przy szybie obserwując niebo tak jak ja parę chwil wcześniej.
Bezsenna noc?
Chłopiec zdezorientowany spojrzał na mnie i pokiwał głową.
Już dawno po wieczorynce, nie powinieneś już spać? ;)
Wzruszył ramionami.
- Pewnie tak, ale nie mogę, wiesz. Obudziłem się ze snu o życiu po śmierci taty. O wszystkich jego aspektach i nie mogłem znowu zasnąć. Przeraża mnie to, że znowu musiałbym na to patrzeć.
Spojrzałem na Jonathana doskonale wiedząc co czuje. Czy to nie dziwne, że dwunastolatek rozumie mnie bardziej niż ktokolwiek inny? To jak połączenie dusz. Otworzyłem drzwi, które bez problemu ustąpiły i ruchem głowy spytałem dziecko czy idzie ze mną. Ten bez wahania przeszedł przez nie.
Noc była chłodna, ale nie w dotkliwy sposób. Powiedziałbym bardziej orzeźwiająca. Pozwalająca oczyścić myśli, nabrać dystansu i stać się ponownie sobą. Usiadłem na środku trawnika, a chłopiec wziął ze mnie przykład. Odpaliłem papierosa i położyłem, by patrzeć w niebo.
- Wiesz czego najbardziej sobie nie wyobrażam? - spojrzałem na niego uprzednio wypuszczając kłąb dymu. Jonathan nadal patrzył w niebo, jakby obawiając się, że zaraz opuści go odwaga do wypowiedzenia największych lęków dotyczących śmierci ojca. Ale wiedziałem, że czuje mój wzrok i wie iż go słucham.
- Wielu rzeczy – powiedział cicho, a ja ponownie zwróciłem swój wzrok na gwiazdy. - Tego, że mama znajdzie mi nowego tatę. Powrotu do normalnej szkoły; dzieciaki z niepełnych rodzin nigdy nie mają łatwo. Miałem kiedyś w klasie taką dziewczynę, co nie miała taty i problematycznego brata. Wszyscy w szkole wiedzieli to. A gdy kłóciła się z koleżankami z klasy potrafiły jej powiedzieć „i dobrze, że nie masz taty”. Dużo płakała – westchnął. - I nikt nigdy się za nią nie wstawiał, bo była z biedniejszej rodziny i nigdy nie wyglądała tak dobrze jak inne dzieci. Pamiętam jak co roku na dzień ojca nasza wychowawczyni kazała jej robić prezent dla taty, choć nie miała komu go dać. Któregoś roku, gdy inne dzieci świetnie się bawiły tworząc coś, ona siedziała z boku płacząc i robiła to co jej kazano. Zawsze była lekko na uboczu, nikt nie śpieszył się, by z nią usiąść na lekcjach i zawsze na zajęciach sportowych jako ostatnia była wybierana do zespołu.
Nie chcę skończyć tak jak ona.
Przekręciłem się na obok i otworzyłem zeszyt.
Nikt nie mówi, że tak będzie.
Pokazałem mu, a dwunastolatek na te słowa pokręcił głową.
- Nie rozumiesz dzisiejszych dzieci. Dla większości jedyne co się liczy to jak wyglądasz i czym zajmują się twoi rodzice – wyglądał na przejętego. - A kiedyś muszę tam wrócić.
Zawsze możesz stać się wsparciem dla tej dziewczyny. Wtedy żadne z was nie będzie samotne.
- Z Melanie? - pokiwałem głową domyślając się, że to ta dziewczynka bez taty o której opowiadał. - Wydaje się sympatyczna, ale jest wyrzutkiem.
Czasem najwięksi samotnicy osiągają najwięcej. Jutro Dzisiaj spotkasz ludzi z Teatru Chorych. Większość z nich została odrzucona przez rodziny i przyjaciół, a mimo to nadal mają siłę do życia, a część z nich jest naprawdę w porządku.
Śmierć kogoś bliskiego nie jest końcem samym w sobie. Tak naprawdę od tego momentu ta osoba jest zawsze z tobą, w twoim sercu.
Ostatnie dwa za zdania odpisałem po chwili, a potem zapadła między nami cisza, gdy oboje wpatrywaliśmy się w niebo szukając w nim obietnicy lepszego jutra.
W pewnym momencie poczułem jak jego mała dłoń wsuwa się w moją i lekko ją ściska.
- Lubię cię Zayn. Mógłbyś być moim bratem.
Chciałbym - pomyślałem, ale zachowałem to słowo dla siebie. Nie mogę się zbytnio przywiązywać do tego malca, bo przecież i tak w końcu mnie zostawi, jak wszyscy.
Leżeliśmy tak przez godzinę. Bez jakiegokolwiek słowa czy ruchu, aż w końcu usłyszałem lekkie chrapnięcie co sprawiło, że spojrzałem w kierunku mojego towarzysza, który jak się okazało spał w najlepsze. Wyglądał tak spokojnie, gdy jego twarz pozbawiona została wszystkich zmartwień. Rozluźniłem uścisk naszych dłoni i wstałem. Schowałem wszystkie moje rzeczy po kieszeniach i delikatnie, tak by nie zbudzić chłopca podniosłem go. I dopiero gdy wchodziłem do budynku uświadomiłem sobie, że nie mam pojęcia, gdzie mały spał.
Postanowiłem nie ryzykować, że obudzę go błądząc po szpitalu w poszukiwaniu jego szpitalnego mieszkania i zaniosłem go do mojego pokoju. Ułożyłem go na moim łóżku i zdjąłem buty oraz bluzę, a następnie przykryłem go kołdrą. Sam usiadłem na fotelu, który stał w rogu pokoju przy oknie i zacząłem szkicować śpiącego Jonathana, akurat blade, księżycowe światło, które wpadające do pokoju oświetlało jego delikatne, jeszcze dziecięce rysy twarzy.
I nawet nie wiem, w którym momencie ogarnął mnie spokój i oddałem się w objęcia Morfeusza.

~*~

Siedziałem na parapecie w sali ojca i patrzyłem przez okno myśląc o nocnej rozmowie z Zaynem. Patrzyłem przez okno i słyszałem pikanie aparatury i ciężkie westchnienia mężczyzny.
- Dlaczego mi nie powiedzieliście? - odezwałem się pierwszy raz od godziny.
- Jesteś tak młody, nie zrozumiałbyś – powiedział słabym głosem, prychnąłem tylko.
- Lepiej przyprowadzać mnie non stop do szpitala, przeprowadzić do przyszpitalnego mieszkania i ciągle powtarzać, że wszystko będzie w porządku, choć wcale tak nie będzie. Rzeczywiście.
-Masz rację, ale to nie zmienia faktu, że nie chcieliśmy cię ranić dopóki była nadzieja – wyszeptał z bólem w głosie.
- A teraz nawet nie mogę jej mieć! - uniosłem się. - Mój ojciec nigdy by mnie tak nie okłamywał.
- To była decyzja mamy.
- Jasne, lepiej się zasłaniać nią – mruknąłem, wiedząc, że mówi prawdę i wróciłem do poprzedniego zajęcia. Mama właśnie taka była, miała własne zdanie, które było jedyne i słuszne, wszyscy musieli się podporządkować.
- Jonathan, te wszystkie miesiące, które spędziłem tu samotnie z nielicznymi wizytami mamy zabijały mnie bardziej niż rak – zaczął mówić bardzo powoli. - Sam fakt, że nie mogłem pójść z tobą na spacer, czy po prostu porozmawiać twarzą w twarz, był gorszy niż umieranie.
- I tak nie wybaczę ci tego. Po prostu nie mogę – powiedziałem ze łzami w oczach. - Nie potrafię.
- Chodź tu – usłyszałem głos ojca i wyciągną ręce w moją stronę. Z wahaniem podszedłem do niego i ułożyłem się na łóżku wtulając się w wychudzone, obce ciało taty. - Co u ciebie słychać?
- Nie wiele, prócz tego, że spędzam w szpitalu więcej czasu niż gdziekolwiek indziej. Nawet uczę się w szpitalu.
- Na prawdę? - Tata zmarszczył brwi. Poczułem się jak za starych czasów, gdy po szkole kładłem się z ojcem na kanapie i opowiadałem o całym dniu, gdy mama przygotowywała obiad.
- Mama stwierdziła, że tak będzie dla mnie lepiej – wzruszyłem ramionami. - Tęsknię trochę za kolegami, ale wiesz, to nie jest takie złe. Przynajmniej nie muszę wstawać przed 9 – wyszczerzyłem się, a ojciec trochę się uśmiechnął, zapewne przypominając sobie jak trudno było mnie ściągnąć z łóżka do szkoły. No i poznałem tutaj takiego Zayna, jest zupełnie inny, ale fajny.
- Naprawdę? - kiwnąłem głową
- Co prawda ostatnio, jak mama mnie znalazła z nim i jego lekarzem to opieprzyła mnie z góry na dół, ale sądzę, że i tak się nie zraził.
- Opowiedz mi o nim – powiedział szczerze zainteresowany tata.
- Więc Zayn jest wysoki i ma czarne włosy. I taką ciemniejszą skórę. W ogóle nie mówi, ale za to przecudnie rysuje. Nawet mogę ci pokazać – zerwałem się z łóżka i poszedłem do torby i zeszyt, gdzie nosiłem ostatnio zabrany mu rysunek. - Widzisz? - tata uśmiechnął się i wziął go do ręki.
- Zayn Malik? - zdziwił się widząc jego podpis. - Znałem kiedyś Malików. To bardzo mili ludzie. Ich syn zawsze przejawiał zdolności artystyczne – zamyślił się i spojrzał na mnie. - Wiesz kogo się trzymać, mały – uśmiechnąłem się na te słowa i wróciłem na swoje miejsce przy jego boku.
- Po za tym Zayn jest miły i pomocny.
Zacząłem opowiadać mu jak go poznałem, o stołówce, ale nawet nie wiem, w którym momencie tata zasnął. Oddychał spokojnie i wyglądał tak naturalnie i normalnie jak kiedyś, być może to nawet zabolało bardziej. Spojrzałem na zegar wiszący w sali. Zostało mi jeszcze pół godziny z czasu wyznaczonego przez mamę.
Wyciągnąłem kredki i kartki i zacząłem rysować...

Od autorki: Wiem, że czekaliście długo, ale to nie jest opowiadanie przy którym można się zmuszać do pisania, bo wyjdzie z tego jakaś tragedia. Dlatego ten jest takiej długości a nie innej. I pewnie nawalam i znowu je zepsuję, ale w ciągu ostatnich dwóch miesięcy za dużo się działo, stanowczo za dużo.
Będę wdzięczna, bardzo wdzięczna za jakiekolwiek komentarze, bo w sumie jest mi smutno nie dostając żadnej informacji zwrotnej.
Przypominam również o hashtagu na twitterze #TeatrChorychFF
 No to ten tego, do napisania, mam nadzieję szybko.


Dziękuję bardzo za nominację od @BabyCakeSy, szczególnie, że jest to moja pierwsza nominacja jaką kiedykolwiek dostałam!
1. skąd się u was wzięły pomysły na wyżej wymienione opowiadania?
Teatr Chorych ma zawiłą historię, bo w tym momencie jest pisany drugi raz, bo bardziej wiem do czego dąży to opowiadanie. Główną inspiracją jest to z czym miałam do czynienia – śmierć, brak ojca, różnego rodzaju niepełnosprawności. Jednak przede wszystkim ta historia jest moją osobistą terapią by wybaczyć mojemu ojcu to, że mnie zostawił i umarł jak jeszcze byłam dzieckiem.
Drugą inspiracją jest książka Jonathana Carolla „Dziecko na niebie” z której pochodzi motto opowiadania. Uwielbiam jego twórczość, a ta książka dała odpowiedni kierunek temu opowiadaniu.
3. Czy wiążecie przyszłość z pisaniem?
Generalnie bardzo bym chciała, ale z tego przecież raczej nie wyżyję. Planuję tłumaczyć, a w czasie wolnym pisać. Kto wie, może kiedyś coś z tego wyjdzie.
4. Macie bloga lub coś innego, na czym również publikujecie swoje prace?
Tak.
teatrchorych.blogspot.com
dark-side-tlumacznie.blogspot.com
rudablondynka.tumblr.com (ale tu można znaleźć przeważnie stare prace czekające na poprawki i wattpada)
5. Co robicie, kiedy spotykacie się z krytyką? Ignorujecie czy bierzecie do serca?
W sumie dawno żadnej krytyki nie dostałam, ale zależy to od tego czy jest to konstruktywna krytyka czy krytyka dla samej krytyki. Tą pierwszą biorę do siebie i próbuję nad tym pracować, tą drugą olewam.
6. Jak wyobrażacie sobie przyszłość?
Nie wyobrażam sobie, serio. Ani własnej ani dla świata.
7. Wolicie pisać/tłumaczyć parę prac naraz czy jedna po drugiej?
Publikuję jedno tłumaczenie i jedną moją pracę, ale w międzyczasie piszę sobie kolejne opowiadania. Aktualnie oprócz Teatru Chorych piszę 4 inne ff i może kiedyś ujrzą światło dzienne oraz mam zgodę jeszcze jedno tłumaczenie.
8. Jak jest u was z miłością? :D
Więc zadałaś to pytanie złej osobie.... xD Generalnie wygląda to u mnie bardzo burzliwie. Niezależnie czy mówimy o jakiś krótkotrwałym czymś na zapełnienie czasu lub o mojej pierwszej i nadal trwającej (w pewnym sensie) miłości. Choć to pokręcone, bo już go nie kocham ale nadal kręcimy się wokół własnych osi. I choć zdobyliśmy się już na wszystkie możliwe sposoby to nadal siebie chcemy.
Mówiłam, że pokręcone, no nie? Ale w gruncie rzeczy to materiał na ff a nie na życie.
9. Co myślicie o bezinteresownej pomocy? Czy same użyczacie jej na co dzień?
Czy sam fakt, że jestem harcerką, a nawet drużynową się liczy? Uważam ją za coś niezbędnego do egzystowania na tej planecie i staram się codziennie coś dobrego zrobić, ale wiadomo nie zawsze wychodzi.
Jednak sądzę, że w mojej pracy instruktorskiej, która jest czysto wolontaryjna, robię wystarczająco dużo nie dostając nic w zamian.
10. Skąd się u was wziął pomysł na nazwę/user?
Jak jeszcze byłam w gimnazjum (uhh, zamierzchłe czasy) kolega powiedział mi: „Blondynki są głupie, rude są wredne, a ty jesteś rudąblondynką”.
No i tak zostało.
11. Tęsknicie za starymi czasami?
Bardzo.
Moje pytania:

Co was inspiruje?
Co najchętniej czytacie?
Wasze najlepsze wspomnienie związane z pisaniem?
10 ulubionych piosenek?
Jaki jest wasz wymarzony koncert?
Jakie jest wasze ulubione opowiadanie, które kiedykolwiek czytałyście?
Czy którąś z waszych prac uważacie za totalną porażkę i żałujecie, że je publikowałyście?
Coś co najbardziej kochacie?
Jaki jest wasz ideał faceta?
Jaki autor wywiera na was największy wpływ i dlaczego?
O czym teraz myślicie?
Nominuję:
1. Wild Heart by Reniferowa
2. Love me harder i Give me love by  Moone (nie wiem czy można tak, ale no cóż xD)
3. Electricity by cukierwaniliowy
4. The Dorm by  Ferffet
5. Sex by koneko12
6. Only with you by nesspixes
7. Love in stereo by niezgodna
8. Lern to forgive by pinkerek
9. Where love is lost by TheRealAniaa
10.  ciezar-milczenia.blogspot.com by Snooki
Nie wiem czy się w to bawicie, ale bardzo sobie cenię wasze opowiadania, więc no.

Obserwatorzy